Siostrunie
22.12.2005 | komentarze: 0 | galeria filmów | galeria zdjęć
"Siostrunie" (tytuł oryginału brzmi: "Nunsense") to chyba najpopularniejszy kameralny musical. W Teatrze Muzycznym w Gdyni miał on swoją premierę 23 lipca 2005 roku i od samego początku trudno było zdobyć bilety na tenże spektakl - po części zapewne wynikało to z faktu, że "Siostrunie" wystawiane były w tamtym okresie na Scenie Kameralnej, która pomieścić może zaledwie 100 widzów, ale niewątpliwie nie to było jedyną przyczyną tak szybkiego wyprzedawania biletów. Bo "Siotrunie" to musical doskonały!
Prapremiera światowa tego widowiska odbyła się 12 grudnia 1985 r. w Cherry Lane Theatre w Nowym Jorku, zaś prapremiera polska - 24 września 1995 r. w Teatrze Rozrywki w Chorzowie.
Musical od początku do końca stworzył Dan Goggin - napisał zarówno muzykę, libretto, jak i teksty piosenek. Tytuł spektaklu został zapożyczony od nazwy cyklu żartobliwych pocztówek z zakonnicami, które Goggin drukował i wysyłał znajomym. Autorem polskiego przekładu libretta jest Janusz Delfl, natomiast tekstów piosenek - Andrzej Ozga, który wraz z Sebastianem Gonciarzem (odpowiedzialnym za choreografię) zajął się również reżyserią gdyńskiego widowiska. Warto dodać, że Sebastian Gonciarz związany jest obecnie z Teatrem Muzycznym ROMA w Warszawie, a także występował w kultowym musicalu "Metro" Janusza Józefowicza.
"Siostrunie" - jak już zostało powiedziane - to musical kameralny, przez co może być wystawiany praktycznie wszędzie. Występuje w nim tylko pięć aktorek, które - nawiązując bezpośredni kontakt z widzami - wystawiają swój własny spektakl. Mamy tu do czynienia z konwencją teatru w teatrze, a publiczność odnosi wrażenie, że w jakiś sposób wpływa na poczynania artystek i sama jest częścią widowiska.
Już od wejścia zobaczyć można rozwieszone na ścianach teatru humorystyczne plakaty, zapraszające na musical wystawiany przez Zakon Sióstr Małych z Hobboken - z dopiskiem: "obecność obowiązkowa". Zakonnice postanawiają wystawić swoje własne przedstawienie, aby zebrać fundusze na pochówek pozostałych sióstr - ofiar eksperymentów kulinarnych siostry Mary Julii. I tak w sposób zabawny, a czasem nieco refleksyjny, zakonnice opowiadają, czemu wybrały właśnie taką drogę życiową, zdradzają swoje marzenia, tańczą kankana, stepują w bucikach z kolorowymi kokardkami, a niekiedy nawet sobie dopiekają.
Matką Przełożoną klasztoru jest Mary Regina, która usiłuje zapanować nad całym rozgardiaszem, a która również staje się ofiarą tajemniczych oparów... Wskutek tego widownia wręcz pęka ze śmiechu, ale pozwólcie, że nie będę tutaj zdradzała wszystkich tajemnic. W postać tę na gdyńskiej scenie wciela się rewelacyjna Anna Andrzejewska.
Siostra Mary Hubert jest w zakonie szarą eminencją, której marzy się zdominowanie Mary Reginy. Jest także niezadowolona ze swojego imienia, które - w przeciwieństwie do Mary Rose - brzmi mało kobieco. W tej roli występuje niezrównana i charyzmatyczna Grażyna Drejska, która wykreowała między innymi wspaniałą i niezapomnianą Mamę Morton w musicalu "Chicago".
W zgromadzeniu jest też siostra "z przeszłością", która dobrze zna miasto - ale nie dlatego, że oprowadzała wycieczki turystyczne. Mowa o Robercie Annie - "facecie w spódnicy". Roberta po scenie jeździ na rolkach i rapuje, a wciela się w nią moim zdaniem najdoskonalsza z występujących tu aktorek - Dorota Kowalewska. Wielkie brawa, Pani Doroto!!!
Siostra Mary Leo (Aleksandra Meller) to nowicjuszka, która nie jest do końca przekonana, czy jej miejsce jest w klasztorze. Marzy o karierze baletnicy, lub przynajmniej tiulowym habicie. Łącząc obie życiowe drogi, postanawia wielbić Boga tańcem - przed widzami prezentuje swoje taneczne umiejętności w różowych baletkach (warto tu przywołać scenę, w której Mary Leo wytańcowuje "Umierającą Zakonnicę", kiedy to słyszymy nuty znane z "Jeziora Łabędziego" Czajkowskiego).
I wreszcie postać najbardziej tajemnicza, o której nikt nic nie wie - nawet ona sama. Cierpi bowiem na zaniki pamięci, które pojawiły się po tym, jak na głowę Siostry Amnezji (Ewa Gierlińska) - bo o niej mowa - spadł krucyfiks. Punktem kulminacyjnym spektaklu jest moment, w którym Amnezja przypomina sobie, kim jest - paradoksalnie przynosi to zakonowi niespodziewanie wiele korzyści...
W musicalu wiele jest elementów pastiszu, równie wiele nawiązań do innych słynnych dzieł - ot choćby do "Grease", czy "Chorus Line". W muzyce wytrawny widz dostrzeże sporo znajomych dźwięków; a jest to muzyka na tyle porywająca, że siedząc na widowni trudno powstrzymać się od klaskania i nucenia wraz z aktorkami.
Co tu dużo opowiadać - jeśli tylko macie możliwość, konieczcie wybierzcie się na "Siostrunie"! Jest to musical gwarantujący wyśmienitą zabawę, a jednocześnie skłaniający chwilami do refleksji. Przesympatyczne siostry na długo nie pozwalają o sobie zapomnieć, równie trudno jest się z nimi rozstać - gdy byłam w teatrze, musiały bisować dwa razy ku ogromnej uciesze zgromadzonych widzów.
Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że jest to musical aż tak rewelacyjny - w każdym razie teraz już rozumiem, dlaczego tak trudno zdobyć na niego bilety.
Autor: Dagmara Grodzka