Szalone nożyczki

22.03.2009 | komentarze: 0 | galeria zdjęć

W Księdze Rekordów Guinnessa znaleźć możemy wiele ciekawych osiągnięć, przekraczających ludzkie wyobrażenie. Jest więc i wzmianka na temat najdłużej wystawianego w Stanach Zjednoczonych spektaklu teatralnego. O czym mowa? – Odpowiem za Was. To „Sheer Madness”.

Para aktorów i producentów – Bruce Jordan i Marylin Adams – poznali się w połowie lat siedemdziesiątych. Okazało się, że doskonale pasują do siebie charakterem i poczuciem humoru, a współpraca między nimi układa się idealnie. Bruce wszedł w posiadanie praw do sztuki „Scherenschnitt” szwajcarskiego dramatopisarza Paula Pörtnera. Postanowił zaadaptować ją do amerykańskich realiów i w 1978 roku rozpoczął pracę nad przedstawieniem, które nazwał „Sheer Madness”. Przez dwa lata historia morderstwa mieszkającej nad salonem fryzjerskim Izabeli Czerny ewoluowała pod czujnym okiem Bruce'a Jordana, stając się z typowej sztuki niezwykłą, interaktywną wręcz przygodą dla widzów i aktorów.

Premiera „Sheer Madness” miała miejsce w styczniu 1980 roku na deskach historycznego Charles Playhouse w Boston’s Theatre District. Fabuła przedstawienia nie jest zbyt skomplikowana. Akcja dzieje się w salonie fryzjerskim prowadzonym przez geja Tony'ego i jego seksowną koleżankę Barbarę. W salonie pojawiają się jeszcze inne, bardzo charakterystyczne postacie – cwaniaczek Edward, dwóch policjantów o totalnie różnej mentalności oraz przedstawicielka „wyższych sfer”. Dlaczego staram się nie używać imion postaci? – O tym później.

Zwariowaną atmosferę fryzjerskiego zakładu mąci wyjątkowo tragiczne wydarzenie – mieszkająca nad salonem właścicielka budynku, była pianistka Izabela Czerny, zostaje zamordowana. Co ciekawe, każda osoba przebywająca wówczas w salonie lub jego okolicach, miała okazję i motyw, by pozbyć się artystki! Kto więc zabił? Cytując rozwiązującego sprawę gliniarza – decyzja należy do Was!

„Szalone nożyczki” to polska edycja „Sheer Madness” wystawiana do tej pory w kilku teatrach naszego kraju. Teatr Muzyczny w Gdyni również pokusił się o swoją wersję i interpretację detektywistycznej historii. Licencja i specyficzna forma sztuki pozwala na wiele odstępstw od oryginału i właśnie te odstępstwa są wisienką na torcie, zwanym „Szalone nożyczki”. Maciej Korwin postanowił wyreżyserować wersję spektaklu jak najbardziej zbliżoną realiami do miejsca, w którym sztuka jest wystawiana. Tym sposobem Tony i Barbara to w naszej, gdyńskiej wersji Tonio Grzebiński i Basia Markowska. Dwóch tajemniczych gliniarzy, to rezolutny Dominik Kowalewski z Bojana (wiecie, gdzie to jest?) i Michał Tomasiak – fajtłapowaty absolwent gdyńskiego, renomowanego III LO. Pozostałe dwie postacie, to Helena Maria Dąbek, żona lokalnego polityka, oraz cwany handlarz antykami i amator seksualnych zabawek – Edward Wurzel.

W spektaklu znajdziemy niesamowitą liczbę odniesień do współczesnej rzeczywistości. Ideą Bruce'a Jordana było, żeby „Sheer Madness” ewoluowało z przedstawienia na przedstawienie. Tak też jest w wersji wyreżyserowanej przez Macieja Korwina. Komentarze postaci ocierają się o aktualne wydarzenia polityczne czy kulturalne. Dla wprawnego ucha i oka nie będzie problemem zauważyć małej kryptoreklamy aktualnie promowanego w Teatrze Muzycznym musicalu. Dowiadujemy się, że postacie żyją i mieszkają w Trójmieście, w tle gra Radio Gdańsk, a całą sprawę o morderstwo prowadzą biedni funkcjonariusze z gdyńskiej policji, zbierający dowody do woreczków na śmieci.

W tych kilku akapitach o samej sztuce i jej założeniach nie ma jednak słowa o czymś, co wyróżnia „Szalone nożyczki” na tle wszystkiego, co wystawiane jest obecnie na deskach teatrów. Od tego miejsca można więc spodziewać się licznych spojlerów, czyli... jeżeli ktoś chce mieć większą niespodziankę, oglądając po raz pierwszy „Szalone nożyczki”, to powinien ominąć następne akapity i zacząć czytać od: „Kilka słów komentarza należy się...”.

„Szalone nożyczki” to nie tylko gra aktorów. Ważną (jeśli nie najważniejszą) rolę odgrywają widzowie. Tak, tak! To widzom powierza się zadanie rozwiązania kryminalnej zagadki. Widzieli wszystko, co działo się w momencie zabójstwa Izabeli Czerny i są chyba najlepiej zorientowani w całej sytuacji. Doskonały materiał na świadka. Dodatkowo policja, prowadząca sprawę, czynnie włącza w dochodzenie widzów. Można zadawać pytania potencjalnym winnym, można zadawać pytania policjantom. Można nawet odtworzyć przebieg wszystkiego, co stało się w salonie, by zwrócić uwagę na wszelkie wątpliwości, poszlaki i dowody.

Ta właśnie interakcja, w porównaniu do faktycznej gry aktorskiej, gdzie widzowie są bierni, zajmuje jakieś 70% całego czasu przedstawienia. Ta właśnie interakcja powoduje, że każde kolejne przedstawienie jest unikalne. Tak unikalne, jak unikalni są ludzie je oglądający, jak unikalny jest humor aktorów i jak unikalne są wszelkie zdarzenia losowe (vide słynny spadający zegar w momencie trzaśnięcia drzwiami). Mimo że znamy fabułę, orientujemy się w sprawie, to i tak każde przedstawienie jest całkiem nowym doświadczeniem dla widza. Chyba nie ma wielu tak interaktywnych doznań w naszym świecie. Książki, filmy, nawet sztuki teatralne czy musicale są z reguły powtarzalne i stawiają widza-konsumenta w biernej roli. W „Szalonych nożyczkach” można jednak się wykazać, można coś zmienić, można zadać pytanie, można niejako kształtować przedstawienie na własnych oczach. Ktoś pomyśli, że grozi to chaosem na scenie. Nie ma się czego obawiać – dwóch gdyńskich policjantów trzyma rękę na pulsie. Umiejętnie prowadząc sprawę, dochodzą do upragnionego finału. Morderca zostaje schwytany! A kto zabił? Hmmm... Proponuję wybrać się do teatru i samemu się przekonać, a nawet być może samemu rozwiązać zagadkę.

Kilka słów komentarza należy się oczywiście aktorom i samej sztuce od strony techniczno-wizualnej. Postacie mają imiona i nazwiska dopasowane do polskiej rzeczywistości, co urealnia przedstawienie. Aktorzy – na co dzień typowo muzyczni – spisują się w niemuzycznej farsie po prostu wspaniale. W gdyńskiej edycji obsada została dobrana rewelacyjnie. Jest to nie tylko moje zdanie, ale i zdanie wielu znajomych, którzy mieli przyjemność obejrzeć „Szalone nożyczki” na deskach „Malarni” w Teatrze Muzycznym. Paweł Bernaciak w roli Tonia wydaje się świecić własnym światłem. Jego kreacja jest perfekcyjna. Wiadomo, że nie każdy musi być fanem homoseksualnych postaci, ale sposób, w jaki pokazany został Antoni Grzebiński, powinien wzbudzić i podziw i szczery uśmiech na twarzy nawet największego sceptyka. To Tonio bryluje najostrzejszym dowcipem, to jego teksty budzą ogromne salwy śmiechu, i to właśnie Paweł Bernaciak dostaje – co by nie mówić – największe brawa.

W rolę Barbary Markowskiej wciela się Magda Smuk i ani przez chwilę nie wytrąca nas z wrażenia, że mamy przed oczami typową, zwariowaną „bikejkę”, przypalającą na boku jakieś dziwne zioła, której największą radością jest dobry manicure, zadbana figura i niczym nieskrępowana zabawa... także ta dla dorosłych.

Oprócz naszych fryzjerów mamy też gości salonu. Helena Maria Dąbek, kreowana od premiery przez Iwonę Konieczkowską-Jończyk, była postacią wyjątkowo interesującą. Pani Iwona z wielkim kunsztem aktorskim przedstawiła typową, nowobogacką mieszczankę – żonę posła. Powierzchowny blichtr i dobre maniery to tylko fasada, za którą kryje się podejrzliwa i pełna problemów egoistka. Od stycznia tego roku w rolę Pani Dąbek wciela się Dorota Kowalewska. Inny strój, nieco inne podejście i całkiem inna kreacja aktorska. Pani Dąbek w wersji a'la Kowalewska, to twarda kobieta, bardziej intrygantka niż kombinująca pod górę nuworyszka. Co najlepsze – dalej bardzo interesująca postać.

Edward Wurzel – typowy cwaniaczek, którego można by podejrzewać, że zdobywał pierwsze szlify u cinkciarzy pod bankiem tuż po '89 roku. Handluje antykami na Świętojańskiej, jeździ fioletowym Fiatem 126p, nosi elegancki garnitur pod kolor samochodu, a celem jego życia jest kasiora (i fajne dziewczyny). W Wurzla wciela się Tomasz Więcek i wypada w tej roli naprawdę fantastycznie. Osobiście uważam, że ów artysta ma rewelacyjne zadatki na aktora komediowego, co potwierdził również grając Freda Casely'a w „Chicago”. Mimika? Nie do opisania! Więcek zagra każdą emocję – wściekłość, radość, smutek. Bardzo dobrze wykorzystuje te umiejętności w „Szalonych nożyczkach”. Jego Wurzel jest w porywach absolutnie miły, totalnie rozjuszony, a nawet lekko zwariowany. W czasie przerwy chodzi po opustoszałej widowni i – rozdając wizytówki – zaprasza do odwiedzenia antykwariatu na Świętojańskiej. A może tak handel online, Panie Wurzel?

Na koniec zostawiłem Rafała Ostrowskiego i Bernarda Szyca, czyli naszych dzielnych, gdyńskich policjantów. Jeden lepszy od drugiego. Na barkach Rafała spoczywa cała rola bycia „łącznikiem” między widzami-detektywami a postaciami sztuki. Na każdym przedstawieniu, które miałem przyjemność obejrzeć, wychodzi z tej roli nie tylko obronną ręką, ale naprawdę bryluje. Jest w stanie wytrzymać nagły zanik umiejętności czytania u widza, odpowiedzieć na najgłupsze pytania, czy uspokoić podekscytowaną publiczność. Poza tym jego gra aktorska i rewelacyjne teksty – tutaj chyba najlepsza jest rozmowa telefoniczna bodajże z żoną – pięknie dopełniają całości.

Natomiast Bernard Szyc to klasa sama w sobie. Pojawia się już na początku i sieje chaos. Taki chaos, jaki siać może niezbyt zorientowany w rzeczywistości „krawężnik”. Nie waha się puścić jakieś niecenzuralne słowo czy zrobić coś totalnie głupiego. Bardzo dobra rola Pana Szyca.

Warto jeszcze na koniec dodać parę słów na temat nietypowej scenografii. Akcja sztuki – co już ustaliliśmy – dzieje się w salonie fryzjerskim i... tak właściwie wygląda scena. Są fotele dla klientów, z radia głośno gra dyskotekowa muzyka, na ścianach lustra oraz reklamujące kosmetyczne cuda-wianki plakaty. Całość wygląda i... działa, jak najprawdziwszy fryzjerski salon. Działają suszarki i jest nawet umywalka z wodą do mycia głowy.. Dość powiedzieć, że w czasie całego przedstawienia Basia kręci włosy Pani Dąbek na wałki, suszy je i układa fryzurę. Wszystko jak u fryzjera. Zdarzało się również, że w czasie przerwy na fryzjerskim fotelu zjawiał się ktoś z widowni.

Rozpisałem się, ale chyba było warto. „Szalone nożyczki” to spektakl, który się nigdy nie nudzi. Spektakl, który bije rekordy oglądalności na całym świecie i bije je dlatego, że po każdym przedstawieniu widz chce obejrzeć kolejne. Dzieje się tak wszędzie, także w gdyńskim Teatrze Muzycznym. Jeżeli ktoś z Was nie miał okazji obejrzeć tego przedstawienia, to niech jak najszybciej naprawi ten karygodny błąd. Ja już naprawiałem co najmniej cztery razy i z chęcią naprawię jeszcze kilkakrotnie w przyszłości.


Teatr Muzyczny w Gdyni
Szalone nożyczki


Tytuł oryginalny: „Sheer Madness”
Premiera: 22-04-2007
Autor: Paul Pörtner
Przekład: Elżbieta Woźniak
Reżyseria: Maciej Korwin
Współpraca reżyserska: Bernard Szyc
Scenografia: Renata Godlewska
Asystent reżysera: Paweł Bernaciak
Obsada:
Barbara – Magdalena Smuk
Pani Dąbek – Dorota Kowalewska
Tonio – Paweł Bernaciak
Dominik Kowalewski – Rafał Ostrowski
Michał Tomasiak – Bernard Szyc   
Edward Wurzel – Tomasz Więcek


Autor: Tomasz Grodzki

Imię:
(wymagane)

E-mail:
(wymagane)

Adres email nie będzie publikowany.
Komentarz:
(wymagane)


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.
Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce.
Z naszej strony informujemy, że nasze "ciasteczka" służą tylko i wyłącznie bieżącej pracy serwisu.

Jeżeli wyrażasz zgodę na zapisywanie informacji zawartej w cookies kliknij w Zamknij.

statystyka